Niewidoczna niepełnosprawność – dramat, którego nie widać
Niewidoczna niepełnosprawność to największa zmora osób, których ona dotyczy, oraz ich rodzin. Próbowałeś kiedyś wytłumaczyć oburzonym gapiom, że twoja dziewczyna nie jest pijana, tylko właśnie spadł jej cukier i potrzebuje natychmiastowej pomocy? Szarpał cię ktoś kiedyś za ramię krzycząc i wymachując rękami wściekły, że nie zareagowałeś? Tłumaczyłeś się szefowi, że Twoje zwolnienia lekarskie są prawdziwe, bo cierpisz na przewleką chorobę, która sprawia, że regularnie trafisz do szpitala?
Niewidoczna niepełnosprawność – nieoczywisty problem
Każda sytuacja jest inna, lecz niewidoczna niepełnosprawność naprawdę może przysparzać kłopotów. Bywa też przyczyną różnych nieporozumień. Choroby i zaburzenia psychiczne, depresja, cukrzyca, choroby narządów wewnętrznych, problemy ze słuchem, wzrokiem i błędnikiem, nowotwory do pewnego stadium, choroby reumatyczne i ortopedyczne, a także wiele innych. Na pozór ich nie widać, ale są. Dotknął Cię kiedyś ból zęba lub głowy? Czy ktokolwiek wiedział wtedy o Twoim cierpieniu, dopóki nie powiedziałeś tego na głos? Nie, bo może nie musiałeś mówić, albo po prostu nie chciałeś.
Nie każdy ma ochotę opowiadać o swoich chorobach i słabościach, zwłaszcza nieznajomym. Oczywiście dla własnego dobra i bezpieczeństwa niektórzy ludzie sygnalizują otoczeniu, co się z nimi dzieje, proszą też o pomoc, gdy sytuacja tego wymaga. Jedyne czego wtedy chcą od Ciebie to zrozumienia i nie bagatelizowania ich problemu. Nie odmawiaj udzielenia pomocy lub znajdź kogoś kto Cię zastąpi. Nie podważaj wiarygodności ich słów. Takiej osobie już i tak nie jest łatwo, że choroba zmusiła ją do proszenia przypadkowych osób o wsparcie.
Nie widzę żeby Cię bolało!
Niektórzy ludzie myślą, że ból powinien objawiać się grymasami twarzy, pojękiwaniem chorego, czy widocznymi skurczami ciała. Mnóstwo ludzi cierpi w ciszy i spokoju. Przyzwyczaili się już. Gdy atakuje nagle – owszem, niepełnosprawny może nawet upaść z bólu lub stracić przytomność. Ale są ludzie, którzy na tyle opanowali swoje cierpienie, że pomimo odczuwania go, niemalże przez całą dobę, starają się mimo wszystko normalnie funkcjonować.
Sama jeszcze rok temu żyłam w ten sposób. Kogo to obchodziło, że boli mnie zwyrodnienie stawu biodrowego? Trzeba iść do pracy, zrobić zakupy, zająć się dzieckiem… „Jakoś nie widzę, żeby Ciebie bolało!”. Niewidoczna niepełnosprawność nie odbiera nam sił, poczucia humoru, czy chęci do życia… do czasu. Bo w końcu sprawia, że mamy wszystkiego dość. Gdy skala bólu i problemów zaczyna nas przerastać. Też przekroczyłam swój limit, mój próg wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Gdy co noc budziłam się z bólu, zrozumiałam, że to koniec mojego udawanego normalnego życia. Czas ucieka, moja choroba nie! Podjęłam najważniejszą w moim życiu decyzję i wybrałam natychmiastową pomoc. Tak trafiłam do Kort-Klinika. Nie miałam już sił dłużej czekać.
Niewidoczna niepełnosprawność to… wstyd.
To wstyd za siebie i swoje niedomagające ciało. Jestem z pokolenia dzieci, które uczono szacunku do starszych i ustępowania im miejsca w autobusie. Niestety nie zawsze byłam w stanie to zrobić, co spotykało się z bardzo nieprzyjemnymi reakcjami współpasażerów. Bo przecież utarło się, że dzieci na nic nie chorują prawda? A jednak.
Wszystkie dzieci są silne i zdrowe, prawda?
Byłam kilka miesięcy po rozległej operacji kręgosłupa. Powoli przyzwyczajałam się do obecności w moim życiu olbrzymiej blizny biegnącej od karku po samo siedzenie. Jechałam starym, rozklekotanym autobusem, w którym telepało jak wozem drabiniastym. Jak co rano, był zapchany do granic możliwości. Siedziałam na pojedynczym fotelu. Stanęła nade mną elegancka pani i zaczęła chrząkać. Yhm, yhm! Yhm, yhm! Kto przebył operację wszczepienia implantów wie, jak boli szarpanie oraz jakie ryzyko stanowi przewrócenie się. Nie wolno mi też było zbyt długo stać, bo kończyło się to wieczornymi bólami, nie dającymi spać. Siedziałam dalej nie zwracając uwagi na Yhmanie. Wreszcie eleganckie panie ruszyły do akcji:
– Jaka ta młodzież bezczelna, siedzi sobie, a starsi muszą stać!
Nie zareagowałam, zaczerwieniłam się. Nie wiedziałam co mam powiedzieć tej kobiecie.
– Kto to wychował?! Żeby ludzi musieli stać, a te dzieciaki sobie siedzą jak paniska!
Nie zareagowałam. Ale czułam, że zaraz się rozpłaczę. Nie umiałam wykrztusić z siebie ani słowa.
– Nie za wygodnie Ci smarkulo?! – warknęła do mnie elegancka pani. Przełknęłam pierwszą gulą zbierającą mi w gardle i odparłam:
– Nie, ani trochę. Bardzo bolą mnie plecy. Po operacji kręgosłupa…
– … aha.
Koniec. Mój przystanek. Z trudem wstaję, przytrzymując się rurek i ostrożnie schodzę po schodkach.
Zdarzyło Ci się nieść pomoc osobie, która zasłabła? Ile osób z tłumu gapiów, który Cię otaczał, nie chciało jej pomóc, myśląc, że jest pijana? Empatia i zrozumienie wciąż są niedoceniane, a tak bardzo nam potrzebne w coraz bardziej obojętnym społeczeństwie.
Pani Miniaturowa <– klik i przenosisz się na fanpage, który możesz polubić na stałe