Anioł z położniczego – dziękuję Ci gdziekolwiek jesteś
Nie ma się co oszukiwać, byłam młodą dziewczyną, gdy zaszłam w ciążę. Pisałam maturę w ciążowej bluzeczce. Tak bardzo się bałam, gdy jechałam na porodówkę. Lecz ostatecznie historia mojego porodu, choć słodko-kwaśna, nie była taka koszmarna. Na położniczym było już nieco inaczej. Nie wiedziałam, że czeka tam na mnie anioł.
Gdzie on jest?
Gdy leżysz sama w sali pooperacyjnej, otumaniona narkozą ogólną, którą anestezjolog był zmuszony ci podać, nie myślisz o głupotach. Jedyną, uporczywą myślą dręczącą młodą matkę, było to, kiedy wstanie i kiedy wreszcie zobaczy swoje maleństwo. Wpatrując się w wirujący sufit, gdzie jarzyła się poczwórnie widziana przeze mnie lampa, bełkotałam do każdej wchodzącej do pomieszczenia osoby: Gdzie jest mój syn? Gdzie moje dziecko? Co się z nim dzieje? Kiedy mi go dacie? Byłam zbyt naćpana lekami, by rozsądnie myśleć, że przecież oddadzą mi syna, gdy poczuję się lepiej. Nikt nie włoży do rąk noworodka kobiecie, która czuje i zachowuje się, jakby właśnie oberwała obuchem w łeb. Mdliło mnie niemiłosiernie. Kazali mi spać, ale ja wpatrywałam się w tą cholerną lampę, która za nic nie chciała się stopić w jedno, tylko wciąż widziałam ją poczwórnie. Gdy próbowałam skupić wzrok na oślepiającym blasku czułam się jeszcze gorzej. Gdzie on jest? Ile to jeszcze będzie trwało?
Prosto w oko!
Wreszcie doszłam do siebie, przewieziono mnie z salki pooperacyjnej na oddział położniczy, gdzie rodzina mogła mnie odwiedzić. Pierwszych gości przywitałam solidnym atakiem mdłości. A położna mówiła, że nie wolno mi jeść ani pić, ale ja tak bardzo musiałam zrobić łyk wody… No i masz babo placek. Na szczęście oddali mi wreszcie synka, był taki grzeczny i spokojny. Z karmieniem nie było problemów, choć raz, zupełnie nie rozumiem dlaczego, jedna lekarka wmówiła sobie, że nie mam mleka i dali mu sztucznej mieszanki z kieliszka. Nie protestowałam, byłam młoda, głupia i wystraszona. Potem przychodziły do mnie tabuny położnych i lekarek obmacując mnie, szczypiąc i szarpiąc za piersi. Jeśli trajkotanie we trzy nad wystraszoną małolatą i obmacywanie jej jak kawałka mięsa jest „doradztwem laktacyjnym” to ja dziękuję, wychodzę. Przystąpiłam do kontraataku. Panowie, zamknijcie oczy, nie czytajcie tego 🙂 Oczywiście bzdurą było, że nie miałam mleka, tylko personel oddziału nie dogadał się między sobą. Próbowałam im to wytłumaczyć, ale kto by się tam przejmował małolatą, a na dodatek niepełnosprawną. Pewno przygłupia, to nie ma z nią o czym gadać, a pokrzykiwanie i poganianie to najlepszy sposób na nauczenie jej czegoś. Kolejny raz przyszły mnie szczypać, tym razem w asyście chyba-lekarki. Nie wiem, nikt tam nie miał w zwyczaju się przedstawiać, a moim obowiązkiem nie było rozpoznawać ich po kolorach kitli. Trafiłam jedną, prosto w oko! Jak to czym? Strużką mleka! 🙂 Strzał w dziesiątkę. Cóż, anioł cierpliwości to to nie był. Wściekła się, że co oni jej nagadali, że ja nie mam mleka, skoro leci ze mnie jak z fontanny. I dały mi spokój. Uff!
Nic nie trwa wiecznie
Wreszcie przestali mnie męczyć, mały był po pierwszej kąpieli, grzecznie jadł i spał. Prawie nie płakał – sielanka. Ale nic nie trwa wiecznie. Rana po cesarskim cięciu choć goiła się ładnie, miała jeszcze w sobie dren i szwy. Nie mogłam wyjść ze szpitala, dopóki mi tego nie wyciągną. Byłam pełna nadziei na powrót do domu, gdy tylko „posprzątają” mi ranę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że żółtaczka fizjologiczna młodego przetrzyma mnie tam osiem dni. Lecz nie to było najgorsze. Przyszła do mnie uśmiechnięta pani z jakimiś utensyliami wyglądającymi jak miniaturowe narzędzia tortur. Modląc się w duchu, żeby te paskudztwa nie były dla mnie, usłyszałam. Proszę się położyć i odsłonić brzuch. O jasna cholera, to dla mnie! Ratunku! Mój uśmiechnięty kat delikatnie pociągnął dren tkwiący w ranie. Nic. Pociągnęła drugi raz mocniej. Nic. Czuję jak nerwy mnie zżerają, przez głowę kolebie mi się: Ej lejdi to boli, może delikatniej? Nagle szarpnęła dość mocno, aż krzyknęłam z bólu, a dren nic! Przyspawało go, czy co? Spociłam się z bólu i strachu jak szczur, a pani z uroczym uśmiechem powiedziała: Ojej chyba nie da się wyciągnąć. Nie, no, poważnie?! Myślałam, że tak tylko się bawimy w wypruwanie mi flaków, spoko, niech pani kontynuuje, ja sobie poleżę. Idę po lekarza. Poszła. Zostawiła mnie samą, ale słyszałam, że mówi coś do kogoś na korytarzu i weszła ona.
Mój anioł z położniczego
Przywitała się i grzecznie przedstawiła. Miała cichy, spokojny ton głosu. Samo słuchanie jej mi pomagało. Zaczęła ze mną rozmawiać i mnie pocieszać. Odwracała moją uwagę. Przyszedł lekarz. Nawet na nią nie spojrzał. Pomacał, poszarpał, czułam się jakbym była glanem, który ktoś za ciasno poprzecinał sznurowadłami i teraz ktoś na siłę próbuje je wyszarpać. Strasznie uczucie.
– Będę musiał wyszarpać. Trzymaj ją – rzucił do dziewczyny. Pospiesznie złapała mnie za rękę, a drugą oparła na moim barku. Miałam już łzy w oczach z bólu, ale starałam się wytrzymać, by nie straszyć innych kobiet na oddziale. Lekarz zaczął, mogłam sobie marzyć o znieczuleniu. Zacisnęłam zęby i jej rękę, nasze spojrzenia skrzyżowały się. Zobaczyłam na jej twarzy przerażenie. Była wystraszona tym, jak bardzo mnie boli. Wtedy zrozumiałam, że mój anioł to młodziutka dziewczyna. Uczennica, stażystka, która dopiero zaczyna swoją przygodę z położnictwem. I patrzyłyśmy tak na siebie, dwie młodziuteńkie kobiety, takie same, a jednak z dzielącą nas olbrzymią przepaścią. Udało się. Drżącą ręką otarła mi pot z czoła i pochwaliła, że byłam dzielna. Obie byłyśmy dzielne 🙂
Jestem jej niewyobrażalnie wdzięczna, że nie uciekła i mnie wspierała. Dziś nie pamiętam jej imienia, może to była Madzia? Ale pamiętam jak wyglądała. Miała twarz delikatnej urody i jasne blond włosy. Bardzo uspokajający widok. Cieszę się, że była. Wspominałam ją jeszcze długo po powrocie do domu.
To była najmilsza osoba, którą spotkałam w szpitalu. To był mój anioł. Dziękuję Ci!
Odwiedź fanpage Pani Miniaturowa i poznaj najmniejszą autorkę polskiej blogosfery
Lubisz kobiece tematy? Może zainteresują Cię również te wpisy:
– Moja córeczka miała mieć na imię Maja
– Najgłupsze teksty na temat ciąży, porodu i dzieci
– Samica kurwica 100% matki w matce. O sile hormonów