Burza, którą będę pamiętać do końca życia
Zjawiska pogodowe nigdy nie robiły na mniej większego wrażenia. Hmm… może poza silnymi mrozami, które zawsze uważałam za ciche i spokojne tchnienie śmierci. Byłam dzieckiem, gdy Polskę nawiedziła powódź tysiąclecia w 1997. Gdy w prognozie pogody straszą powodziami, śnią mi się przerażające sceny. Nie zalało nas. Nikt z rodziny nie zginął. Wtedy myślałam, że powodzi się nie boję i żadnego wrażenia na mnie zrobiła. Myliłam się. Emocje, które towarzyszyły wtedy 8 letniej mnie, wróciły w najgorszych snach dorosłego życia. Lecz o tym innym razem. Nie bałam się deszczu, burzy, upałów, ani śniegu. Lecz pewnego dnia rozpętała się burza, jak z koszmaru. Taka, którą choć nie była silna i gwałtowna, zapamiętam do końca życia.
Nadchodzi burza
To było parne, letnie popołudnie. Powoli, powoli, zbierało się na deszcz. Daleko nad horyzontem gromadziły się chmury. Kłębiły się coraz bliżej, raz po raz zmieniając kolory. Od szarych, po granatowe, fioletowe, aż po brzydką ponurą zieleń, która nie zwiastowała nic dobrego. A niech pada, wreszcie będzie się lepiej oddychało – pomyślałam zerkając zza książki na widok za oknem. Wreszcie miałam chwilę spokoju. Drzemki mojego dwuletniego synka były coraz krótsze. Usłyszałam złowieszczy pomruk. Oho! Idzie burza, byleby mi małego nie obudziła – zmarszczyłam czoło do swych myśli. Niespieszne wstałam i odłączyłam od prądu wszystkie urządzenia. Z powrotem pogrążyłam się w lekturze. Nic nie zapowiadało, że ta burza nie pozwoli sobie przejść obok niezauważona.
Uderzył nagle
Sytuacja pogarszała się z minuty na minutę. Zerwał się wiatr, by po kwadransie wyć z całych sił w szparach okien. Z nieba runęła ulewa, lecz nie to było najgorsze. Raz za razem niebo przeszywały błyskawice. Z bezpiecznej przystani kanapy obserwowałam sytuację na oknem. Mały wciąż spał na łóżku. Póki on spał byłam spokojna. To tylko burza, ja nie boję się burzy. Nie przypuszczałam, że za moment…
HUK! TRZASK! Przerażający zgrzyt i rumor poderwały mnie na równe nogi. Coś białego przeleciało mi przed twarzą, nie zdążyłam zarejestrować co to było, w ułamku sekundy z telewizora posypał się snop fioletowych iskier. Był odłączony od wszystkich kabli. CO TU SIĘ DZIEJE DO CHOLERY?! – przeleciał mi urywek myśli. Nad domem jeszcze przetaczał się ogłuszający grom, gdy na bosaka rzuciłam się w stronę synka. Coś ukłuło mnie w stopy, nie zwróciłam uwagi, musiałam jak najszybciej zabrać stąd dziecko! Porwałam go w ramiona i zbiegłam na parter, czując, że kręgosłup boleśnie zwraca mi uwagę, że mam zakaz dźwigania czegokolwiek. Głupi kręgosłup, nie zna siły, która targa matką, gdy jej dziecku grozi niebezpieczeństwo.
Niszczycielski żywioł
Gdy to szaleństwo się skończyło, wróciłam na piętro sprawdzić co tak właściwie się wydarzyło. Widok był straszny. Głębokie wyrwy wzdłuż wszystkich miejsc w ścianach, gdzie były kable. Dosłownie rozpruło cegły, targnęło kablami, jak biczem. Znalazłam resztki tego białego czegoś co świsnęło mi przed nosem. To był mój… włącznik światła. Gdy uderzył piorun, plastikowy włącznik wystrzelił ze ściany jak z procy, roztrzaskując się w drobny mak o ścianę po drugiej stronie pokoju. Pod nogami chrzęścił mi gruz. Lecz nie to było najgorsze. Odwróciłam się i zobaczyłam łóżeczko mojego synka. Całe w cegłach i pyle. Na ten widok ugięły mi się nogi. Moje maleństwo zawsze o tej porze spało w swoim łóżeczku na popołudniowej drzemce. Coś mnie wtedy tknęło i gdy zasnął na moim łóżku, pozwoliłam mu tam zostać. Nie przeniosłam go do jego łóżeczka.
Tak, to była burza, którą zapamiętam do końca życia.
Czy moje przeczucie uratowało synka przed poważnym zranieniem? Tego na szczęście już nigdy się nie dowiemy. A Ty? Boisz się burzy?
Odwiedź mnie na fanpage Pani Miniaturowa na Facebooku.
Masz ochotę na więcej strasznych historii z mojego życia wziętych?
– Zamiana dzieci, moje szpitalne wspomnienia.
– Moje dziecko widzi duchy.
– Potwór nad moim łóżkiem.