Związki

Spowiedź winowajcy – wyznanie kochanki

Są historie obok, których bloger nie może przejść obojętnie. Tak jak ta, którą otrzymałam jakiś czas temu anonimowo na moją skrzynkę. Długo zastanawiałam się, czy opublikować ten list, ale doszłam do wniosku, że warto. Jako ostrzeżenie, zwłaszcza dla młodziutkich dziewczyn. Byście wiedziały, że nie zawsze można w pełni zaufać drugiej osobie, zwłaszcza, gdy w pobliżu czai się „ta pierwsza”, bo „tą drugą”, jesteście Wy. Zapraszam na spowiedź winowajcy – wyznanie kochanki.


Otworzyłam Worda i wiedziałam, że chcę się w końcu podzielić moją historią, ale nie wiedziałam jak ją zacząć. Siedziałam kilka chwil, otwierając zamknięte dotychczas pudełko w mojej głowie. Wyciągam teraz obraz za obrazem, i docierają do mnie na powrót uczucia zranionej i wykorzystanej dziewczyny. Wierz mi lub nie, serce wali mi w piersi, a sama mam ochotę płakać. Ile to już minęło? Dwa lata? Trzy? Niby szmat czasu, niby o tym nie myślę na co dzień, ale to nadal we mnie tkwi i ja nadal potrzebuję odkupienia.

Spowiedź winowajcy – wyznanie kochanki

Postanowiłam się otworzyć, bo wiem, że nie ja pierwsza i nie ostatnia kończę w ten sposób, upokorzona i upodlona. Od początku.

Będąc głupiutką nastolatką, poznałam bardzo przystojnego chłopaka. Widywałam go od czasu do czasu, aż w końcu postanowiłam coś zrobić by mnie zauważył. Młoda dziewczyna w czapce czołgistce i grzywce zasłaniającej pół twarzy wcisnęła guzik „stopu”. Wiedziałam, że to jego przystanek – głupie i naiwne, wiem. Zawsze byłam naiwna. Niedługo później odnalazłam go w sieci. Napisałam pierwsza i bałam się reakcji. Kojarzył mnie, zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałam się, że ma dziewczynę, więc nie robiłam nic w jego stronę. Traktowałam go jak kumpla, z czasem jak przyjaciela.

Wszystko zmieniło się, kiedy ona go rzuciła. Był przyjacielem, więc pierwsza ruszyłam ze wsparciem – lody, film i rozmowy egzystencjalne. Był taki wdzięczny, taki… Argh. Po tylu latach, nadal miękną mi kolana na wspomnienie jego uśmiechu. Zaczęliśmy się częściej spotykać, spędzać ze sobą czas – aż zaproponował mi „chodzenie”. Znaliśmy się trochę czasu, lubiłam go a on mnie, ciągnęło nas do siebie. Więc dlaczego nie spróbować?

To właśnie z nim przeżyłam pierwsze doświadczenie seksualne, pierwsze kroki w poważnym związku, który trwał… Krótko. Ledwie zaczęliśmy być ze sobą, pojawiła się „była” i chciała wrócić. Poleciał do niej jak jakiś kundel, z podwiniętym ogonem. Zapomniał o mnie, w ogóle się nie obejrzał. Chciał wrócić do „kumplowania”, jakby to co nas łączyło, nigdy nie istniało albo było porażką. Bolało, kurewsko bolało. Pierwsze poważne upokorzenie.

Potrzebowałam półtorej roku by znów z nim zacząć normalnie rozmawiać. Ból minął, gniew minął, pozostało… Nie wiem co pozostało. Naprawdę nie wiem co mnie pokusiło, naprawdę nie wiem i pluję sobie w twarz, że powróciłam do tej znajomości.

Kumplowaliśmy się przez długi czas. Rozstał się z „byłą”, dla której mnie porzucił trzy miesiące później, i był znów z inną. Nie pozwalałam sobie na poufałości, nie pozwalałam na flirty – trzymałam go na dystans. Nawet teraz miałabym do niego słabość, a co dopiero wtedy. Trwało to… Długo. Kumplowanie się. Wypady na piwo albo na kawę, od czasu do czasu. Częściej do mnie pisał gdy miał „doła”, albo gdy był pijany. Byłam pocieszycielką, tkwiłam we „friendzone”. Nie powiem, że to było złe miejsce. Byłam blisko, ale na tyle daleko, by nie mógł mnie drugi raz zranić.

Wszystko zaczęło się chrzanić na początku roku, kiedy to już planował ślub ze swoją dziewczyną. Poszliśmy na piwo. Wtedy pierwszy raz przyznał mi się, że okłamuje dziewczynę, kiedy ma się ze mną spotkać. Że jest zaborcza, ogranicza go we wszystkim. Nawet wychodząc z kumplami musi nakłamać, że jedzie na zakupy z babcią albo inne na inne spotkania rodzinne. Że nie może grać na komputerze gdy chce. Ogólnie, narzekał na nią jak tylko mógł; jak tylko facet może narzekać na swoją dziewczynę. Nie był szczęśliwy, dlatego dzwonił do mnie kiedy miał doła lub był pijany. Miałam setki wiadomości od niego pod tym kątem. Jak się tego słucha przez pół roku, człowiek może gdzieś tam zmięknąć.

Wszystko zaczęło się porządnie sypać, kiedy na początku wakacji przyznał mi się szczerze, że ma wątpliwości co do swojego związku i ślubu, i żałuje, że mnie wtedy potraktował w ten sposób. Mówił to tak… Tak szczerze. Nie mogłam w to nie wierzyć. Był nieszczęśliwy, tak cholernie bardzo, a ja tak cholernie mocno go kochałam przez ten cały czas. Mój opór i dystans zaczął słabnąć. W końcu zaczął mówić wprost, że chciałby ze mną spróbować. Miałam być tą trzecią? Nigdy w życiu. Przede wszystkim, chciałam być fair w stosunku do tamtej dziewczyny. O ile można tak powiedzieć w tej sytuacji, bo pewnie ktoś powie, że się wpierdoliłam w związek. Ale ja się o to nie prosiłam.

Kazałam mu podjąć decyzję, to wszystko. Do niczego go nie namawiałam, nie rozmawiałam z nim o potencjalnym związku. Nie flirtowałam z nim, nie zaczepiałam, tylko mówiłam mu, że musi to dobrze rozpatrzyć, bo to mimo wszystko jego dziewczyna. Ma być w stosunku do niej fair. To on pisał sprośne wiadomości, to on pisał jak bardzo mnie pragnie. Mimo moich uczuć, nie pozwalałam mu się do siebie zbliżyć do momentu, póki nie podjął decyzji.

Pod koniec sierpnia wracaliśmy z piwa, czekaliśmy na autobus i wtedy mnie pocałował. Przyciągnął do siebie i pocałował. Powiedział, że nie chce być z nią, że chce być ze mną. Nie miałam powodów by mu nie wierzyć. Nie miałam żadnego pieprzonego powodu. Do domu wracała jak pijana, niewiele pamiętam. Mówił, że z nią zerwie po jej urodzinach. Kilka dni później dostałam wiadomość „Zrobiłem to”. Skończył z nią sam, bez mojej pomocy czy interwencji. Nie zmusiłam go, nie szantażowałam. Chciałam by sam podjął dojrzałą decyzję.

Po tej wiadomości był intensywny tydzień. Nadrabialiśmy ten czas, który mogliśmy być razem. Randki, spotkania, flirty. Intensywny tydzień. Tydzień szczęścia. Gdzieś jednak w głowie miałam taki głosik, który bezustannie mi powtarzał,  że mam uważać. Głosik, który nie dawał mi spokoju. Głosik, który doprowadzał mnie do kurwicy.

Sprawiał, że uważnie obserwowałam jego zachowanie. Sprawiał, że zaczynałam wątpić w jego słowa. Zaczęłam widzieć i słyszeć rzeczy, których wcześniej nie chciałam widzieć i słyszeć. To, że nadal ma jej zdjęcie; to, że nie ma czasu tłumacząc się gośćmi. Wiedziałam, że okłamywał ją widząc się ze mną, więc podejrzewałam, że okłamuje i mnie. W końcu przycisnęłam go do muru. Przyjechałam do niego, kiedy „miał gości” i przycisnęłam do rozmowy.

Nie chciał rozmawiać przy swoim ogrodzeniu, koniecznie chciał wyjść z widoku z okien. Powiedział mi wówczas, że zmienił zdanie. Że kurwa jednak woli być z nią. Że chce „wrócić do przyjaźni”. Nawet nie wiesz jak się poczułam. Jakbym dostała w twarz, w brzuch, jakby ktoś mnie kwasem oblał. To był pierwszy raz, gdy go spoliczkowałam. To był pierwszy raz, gdy spoliczkowałam kogokolwiek. I oplułam. Wiem jakie to uczucie, kiedy bezgraniczna miłość i zaufanie płoną na Twoich oczach, w Twoim sercu. Wiem, jak kuje się nienawiść w ogniu tego rany. Jak dusza topi ją w krwi, wywołując mdłości i łzy. Nikomu nie życzę tego uczucia. Nikomu. Nawet najgorszemu wrogowi. Przekuć miłość w nienawiść.

Wyznanie kochanki

Zraniona kobieta jest najniebezpieczniejszą istotą na świecie, przekonał się o tym. Następnego dnia dopadłam jego dziewczynę na mieście i bez cienia zawahania powiedziałam jej, że jej ukochany chłopak zdradził ją. Zdradził ze mną. Wyśmiała mnie. Wiedziała kim jestem. „Jakąś nastolatką, która za nim lata”. A na pytanie o to, że się rozstali, odpowiedziała, że zrobili sobie po prostu przerwę.

Znów poczułam się, jakbym dostała w twarz. To jednak dodało mi sił. W dwie godziny wróciłam do domu, zapisałam wszystkie nasze rozmowy i smsy, wszystkie pikanterie, jak mi opowiadał jak mnie pożąda, a jak ma jej dość. Chciałam jej wysłać,  ale zablokowała mnie. Nie powstrzymało mnie to.

Odnalazłam jej trzy najserdeczniejsze przyjaciółki i wysłałam każdej tę samą, obszerną wiadomość. Opowiedziałam jak to było, i wysłałam screeny. Trzy godziny później wydzwaniał za mną. Nie chciałam odebrać tego telefonu, ale byłam za słaba. Prosił mnie, błagał, bym to odkręciła. Bym powiedziała, że to fotoshopka. Że mam jej to wytłumaczyć. Miałam warunek. Miał powiedzieć jej prawdę o tym, że nie jestem „jakąś tam”, tylko „przyjaciółką, którą oszukał”.

Najśmieszniejsze jest to, że mu się udało. Napisałam jej, że to wszystko zmyśliłam. W ciągu godziny poczułam się jak gówno. Czułam się fatalnie, upokorzona. To nie był dla mnie koniec walki o odkupienie. Zadzwoniłam do niego, że będę u niego za dwadzieścia minut, i albo wsiądzie grzecznie do samochodu, albo wejdę do jego domu i zrobię scenę przy jego rodzicach.

Wtedy padało. Jak cholera padało. Stał przed bramą, przemoknięty jak jakiś wymoczek. Bał się, i dobrze. Wtedy wiedziałam, że mam przewagę. Częściowo blefowałam, ale tego nie mógł wiedzieć. Bo kiedy siedział już w samochodzie, powiedziałam mu, że jedziemy do niej. I albo sam mi powie, gdzie mieszka, albo sama do niej zadzwonię i się dopytam, mówiąc, że jej kochany chłopaczek siedzi obok mnie.

Przez całą, pieprzoną drogę klęczał w moim samochodzie i błagał mnie, bym tego nie robiła. Zrobiłam to. Udowodniłam mu jakim jest kłamcą. Pokazałam to tej dziewczynie. Kazałam mu mówić prawdę, przy mnie, przy niej. Jak skończył, odwróciłam się, wsiadłam do samochodu i odjechałam. Co było dalej? Cóż… Są razem, i chyba są małżeństwem.

Niemniej, przez całą historię byłam tą, która wpierdalała się w związek. Nie tą, która padła ofiarą manipulacji; ta, którą okłamywano przez cały czas. Nie tylko mnie. Mimo wszystko, to ja jestem tą złą. Szukam odkupienia? Nie, nie sądzę. Jestem dla siebie katem, dla siebie i swoich uczuć, dla swojego zaufania. Nie potrzebuję wybaczenia nikogo, skoro sama nie jestem w stanie sobie wybaczyć. Piszę o tym, bo… Bo potrzebuję zrzucić to z ramion. To jest ciężkie. To jest zajebiście ciężkie. 


Nie łatwo jest zdobyć się na tego rodzaju wyznanie kochanki, dlatego bardzo proszę, postarajcie się choć o odrobinę wyrozumiałości dla naszej bohaterki. Dziewczyny, która moim zdaniem padła ofiarą nie tylko oszusta, ale i swojej naiwności, którą kierowało serce. Co sądzicie na ten temat? Kto tu tak właściwie był winowajcą? Bo ja nie byłabym w 100% zgodna ze swoim sumieniem, gdybym winą obarczyła w całości tylko tę dziewczynę.

Lubisz Panią Miniaturową? Polub również na facebooku!

Skip to content