Macierzyństwo

Odwróciłem się tylko na chwilę… zapamiętam to do końca życia.

Przyjechałem do naszego nowego domu. Dopiero szykowaliśmy z żoną przeprowadzkę. Pech chciał, że musiała wyjechać na trzydniową delegację, więc zostałem sam. Postanowiłem przyjechać odrobinę wcześniej i trochę posprzątać przed jej powrotem. Wewnątrz pachniało jeszcze świeżym tynkiem i farbami. Otworzyłem wszystkie okna, by wywietrzyć. Nie lubię tego zapachu, moja żona również. Zakasałem rękawy i wziąłem się do roboty. Głośny trzask poderwał mnie na równe nogi. Odwróciłem się. To przeciąg. Otworzyłem ponownie okno i zabezpieczyłem przed ponownym zamknięciem.

Wróciłem do pracy

Usłyszałem głośny pisk dobiegający zza domu. Odwróciłem się. Ulicą szedł facet z brykającym maluchem uwieszonym jego ręki. Fajny mały. Może i nam się poszczęści i wkrótce doczekamy się z żoną potomka? Oby. Westchnąłem ciężko i wróciłem do zamiatania podłogi, zerkając od czasu do czasu w stronę okna. Ojciec dzieciaka zatrzymał się na chwilę przy osiedlowym sklepiku, by porozmawiać z kimś znajomym. Chłopczyk skorzystał z okazji, by zerwać się z ojcowskiej uwięzi i pozwiedzać świat.

– Oj, moja żona dałaby ci bobu, dzieciaku – Pomyślałem, widząc jak maluch obrywa kwiatki z pnącza rosnącego przy chylącym się ze starości płocie. Dobra stary, bierz się do roboty, od patrzenia jeszcze nic się samo nie zrobiło! 

Odwróciłem się do swoich spraw

Przeciąg z otwartych drzwi znów zatrzasnął okno. Spojrzałem na nie przez ramię i zobaczyłem to. Jak w zaniedbanym stawku na samym środku naszego ogrodu, w przeciągu ułamka sekundy znika pod wodą małe ciałko.

– Ja *****! To ten dzieciak! – wykrzyczałem chyba sam do siebie, rzucając się pędem w stronę ogrodu. Dopadłem brzegu, na zmętnionej wodzie jeszcze unosiły się bąbelki. Wskoczyłem do wody. Nie była głęboka, jestem wysoki, sięgała mi może do pasa. Była cholernie zimna, natychmiast wymacałem pod wodą miękkie ubranko malucha. Wyciągnąłem go na brzeg, jak szczeniaka, który narozrabiał.

W samą porę. Nałykał się mnóstwa wody, ale nic mu nie jest.

– Boże mój syn! – Ojciec chłopczyka dobiegł do nas – Uratował go pan! Dziękuję! Boże, moje dziecko! Dziękuję! – dukał przerażony ojciec tulący przemoczonego od stóp do głów malca – Odwróciłem się tylko na chwilę – dodał trzęsącym się głosem – a on gdzieś zniknął! 
– Wiem. Ja też odwróciłem się tylko na chwilę…

* * *

Tego samego dnia naprawiłem ten przeklęty płot. Nigdy nie powiedziałem żonie, co się wydarzyło pod jej nieobecność. Powiedziałem tylko, że planuję zlikwidować stawek. Nie spodobał jej się mój pomysł, ale postanowiłem. Nie mógłbym w spokoju patrzeć na niego i wspominać wciąż od nowa tego dnia.

 


Historia napisana jest z perspektywy mężczyzny, ponieważ wydarzyła się mojemu dawnemu znajomemu. Czasem mi się przypomina, gdy widzę, jak mój syn bawi się w ogrodzie i przebiega pełnym pędem tuż obok stawu. Dzieci to wciąż tylko dzieci, pewnych rzeczy nie da się ich oduczyć. Nauka pływania w toku. Dlatego siedzę, jak kwoka na grzędzie w ogrodowym leżaku i waruję nad bezpieczeństwem dziecka. W nosie mam docinki, że „taki duży chłopak może się już sam bawić w ogrodzie”. Dziękuję bardzo. Nie chce potem z płaczem mówić ratownikom, że „odwróciłam się tylko na chwilę”. Nie ja. Nie moje dziecko.

Pozdrawiam, Pani Miniaturowa – najmniejsza autorka polskiej blogosfery.

Skip to content