Urodzić „to” – Anonimowe wyznanie Czytelniczki
Dostając w piątek maila od Czytelniczki nie spodziewałam się, jak bolesną historię przyjdzie mi czytać. To odpowiedź, to świadectwo tego, na co były i są skazywane kobiety, których ciąża obumrze we wczesnych tygodniach. Czy tego chcesz czy nie, czy masz siły w sobie, czy nie…musisz to urodzić. To już nie jest problem pojedynczych kobiet, to dramat nas wszystkich, a to za sprawą orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, przez który kobiety będą zmuszone rodzić nawet w przypadku braku jakichkolwiek szans życia zdeformowanego, ciężko chorego płodu.
Polecam lekturze i Waszej refleksji list mojej Czytelniczki
„Nawet jeśli byłam bardzo młoda, nawet jeśli nie wiedziałam jeszcze jak to będzie, nawet jeśli miało być ciężko… nie oznacza, że „ciąża obumarła” wypowiadane takim samym tonem jak „masło się skończyło” nie mogło mnie złamać. Złamało, ale z perspektywy wszystkich lat, które minęły od tamtego dnia nauczyłam się, że nic nie było moją winą.
Byłam w 16 tygodniu ciąży. Mówili, że nie mogę czuć ruchów, ale czułam. Potem przestałam, ale telefon do lekarki mnie uspokoił, bo to przecież za wcześnie, żeby się martwić, że nie ma co panikować, że widzimy się za półtora tygodnia, wg umówionego terminu.
Ciąża obumarła, musi pani się zgłosić na oddział, najlepiej od razu. Było źle, byłam w szoku, ale dramat się zaczął, dopiero, kiedy usiadłam przed biurkiem lekarki z izby przyjęć. Dopiero wtedy do mnie dotarło po co i dlaczego byłam tam, gdzie byłam. Potem były badania. USG, które trwało prawie pół godziny, a do pomieszczenia, w którym leżałam półnaga co chwilę wchodzili studenci i stażyści, po to, żeby ich miejsce za moment zajęli inni. Nie zawsze domykali drzwi. A ja tam leżałam dalej, patrząc w biały sufit, nie musząc nic mówić bo nikt mnie nawet o nic nie pytał. Dopiero potem, już na sali porodowej położna, jedyna ciepła osoba, którą dobrze wspominam, przyszła porozmawiać.
Powiedziano mi, że to wygląda na mniej niż 18 tc, powiedziano mi, że to przestało rosnąć już z 6 tygodni wcześniej.
Podano mi leki i kazano czekać na anestezjologa, a za godzinę miało być po wszystkim. Ale na dyżur przyszła już kolejna zmiana, inny lekarz, inne położne. „to połowa prawie, trzeba normalnie wypchnąć”, a ja nie protestowałam, bo nie wiedziałam, że w ogóle mogę.
Kazali mi urodzić martwy płód. Ledwo co wielkością przestał być zarodkiem, ale kazano mi znieść skurcze wywołane kroplówkami, kazano mi przeć. Nikt mnie nie zapytał, czy dam radę, czy to zniosę. „trzeba to wypchnąć”. Wypchnęłam. Po 14 godzinach męczarni, zwijania z bólu. Bólu gorszego i okrutniejszego niż ten, który przeżyłam lata później rodząc siłami natury najpierw jedno, później drugie zdrowe dziecko. Kilkanaście lat temu wg prawa akt zgonu mogli wystawić na dziecko urodzone chyba najwcześniej w 22 tc. Moje się nie załapało, nie było pogrzebu.
Ale potem były wyniki z histopatologii… To nie miało prawa przeżyć. „To”, bo nie urodziłoby się nawet przypominając człowieka.
Gdy od teraz to będzie przytrafiało się kobietom, a ich organizm sam sobie z tym nie poradzi? Zostaną poddane torturze, jakiej nikt nie może sobie wyobrazić nie przeszedłszy jej wcześniej. To będzie łamać psychiki, niszczyć życia. Nikt na to nie zasługuje.”