Osobiste przemyślenia

Blogerka oszalała, Omen na imię dziecku dała!

Przy okazji odrobinę większej popularności niektórych moich postów i komentarzy, zauważyłam, że jest coś, co wzbudza jeszcze większe zainteresowanie publiki. A mianowicie to, jak nazywam mojego syna na blogu. Choć już wcześniej dobiegały mnie dziwne sygnały na temat pseudonimów i innych nazw funkcjonujących na stronie, to dopiero teraz karuzelka rozkręciła się do istnej Omen-Gate. Omen, nawet nie wie jaką gwiazdą pięciu minut właśnie został.

Ludzie nie byliby sobą, gdyby nie skomentowali tego, jak to blogerka oszalała i dziwne imię dziecku dała. Były podśmiechujki, otwarte szydzenie, proponowanie mi bym zmieniła dziecku imię na Belzebub, Szatan i różne takie. Tłumaczono mi, że jego imię kojarzy się z opętaniem, diabłem itp. Wyrażano nadzieję, że to nie imię, bo przecież jest strasznie dziwne! Dowiedziałam się też, że jestem pustakiem, bo padłam ofiarą nowoczesnej mody i dałam dziecku imię Omen, żeby zwracać na siebie uwagę. Podsumowano to wszystko stwierdzeniem, że nawet wykształceni ludzie mogą być debilami i dawać dzieciom cudaczne imiona i ja pewnie do nich należę. Wow, cóż za powalająca wiara w ludzkość.

Fajnie, że wszyscy są tacy światli i wykształceni. Super, że wszyscy z taką zaciekłością promują polskie, tradycyjne, klasyczne imiona, a otwarcie tępią imiona obrażające lub ośmieszające dziecko, ale… Omen to nie imię. To zwykła ksywka, pseudonim. Gdy dziecko ma na imię jak ma, a w domu mieszka rottweiler, skojarzenia z filmem z 1976 roku nasuwają się same. To właśnie te skojarzenia sprawiły, że mój syn występuje na blogu pod tym właśnie pseudonimem – Omen. Jak komuś się źle kojarzy to jego problem nie mój. Nam kojarzy się z silnym charakterem, inteligencją mojego dziecka, które od zawsze było niezwykłe. Nie zwracamy się do dziecka tym określeniem, bo internet to wciąż tylko internet, wszyscy używamy prawdziwego imienia mojego syna.

Są mniej lub bardziej ekshibicjonistyczne blogerki i o ile wiecie o mnie prawie wszystko, to Omen ma prawo do prywatności. Staram się nie wspominać żadnych intymnych szczegółów z życia mojego syna, bo dziecko to osobna istota, nie ja! Wiele matek blogerek zapomina o tym, dzieląc się każdą, nawet najbardziej wstydliwą chwilą swojego dziecka. Według mnie robią błąd, ale to nie mój cyrk, nie moje małpy. Niech robią co chcą, kiedyś dzieci im za to podziękują.

Ksywka Omen została wymyślona na potrzeby pisania bloga, bo nie chcę regularnie używać imienia syna na stronie. Internet pełen jest dziwnych ludzi. Ile było przypadków, że jakieś zazdrosne dziewczęta z problemami podszywały się pod blogerki? Jakaś dziewucha założyła sobie sfałszowane, zduplikowane konto na Instagramie z moimi zdjęciami, załatwiłam to szybko i sprawnie. Ale gdy ktoś zacznie pisać o moim synu, przegryzę gardło.

O ile nie popieram nadawania dzieciom imion ośmieszających, nie pasujących do naszej kultury (nikomu nic nie zabraniam, bo co mnie to obchodzi, jak czyje dziecko ma na imię), to już kwestię ksywek powinniśmy zostawić w spokoju. Według mnie Omen nie jest ani obraźliwe, ani ośmieszające, a to są główne przesłanki, żeby była to ksywka dobra, oryginalna, wyróżniająca się na tle blogosfery. Widziałam już sytuacje, że ksywki blogerskich dzieci były takie same lub podobne i najzwyczajniej w świecie wszystko zaczęło mi się mylić. A Omen był pierwszy i chyba jedyny 🙂
PS: Muszę Was zawieść, drugie imię mojego syna również jest normalne.

Podsumowując ten krótki wywód: Polecam wszystkim więcej dystansu do siebie i swoich dzieci. Zapewniam też, że życie z większą dawką poczucia humoru i przyjmowanie go z przymrużeniem oka, jest o wiele przyjemniejsze niż sztywnodupctwo.

Pozdrawiam, miniaturowa Matka Omena.

Ave, szatan zło i cukierki!

Skip to content