Robaki poszły do piachu

Robaki, robaczki, owady, motylki, muszki, pają(brrr)ki i inne stworki, które budzą nasz zachwyt równie dobrze co przerażenie. Kto chociaż raz nie wzdrygnął się na widok paskudnego pająka z długimi, kudłatymi nogami, ten z pewnością uciekał z wrzaskiem zasłaniając oczy… 

Nasze życie kręci się wokół robaków lub jak kto woli, owadów. Za dzieciaka chyba każde z nas miało etap ścigania wszelkiego rodzaju tałatajstwa o liczbie nóg większej niż cztery, połączonego z jego mordowaniem lub wręcz przeciwnie, pierwszymi próbami udomowienia. Nawet nasza niezastąpiona Kruk miała przygodę ze ślimakami i choć do owadów im daleko historia jest prześmieszna. Jak dacie jej wystarczająco dużo wina to się nią z Wami podzieli ^^ 

Ale do rzeczy, pukacie się pewnie w głowę, zastanawiając się co mi odbiło, że piszę o robalach. „Zdurniała”, „wiedziałem, że jest wariatką, ale żeby aż tak?”, „ona zawsze pisze na nieżyciowe tematy, ale teraz to przesadziła!” – napływają relacje świadków upodlenia Miniaturowej. Ano wzięło mnie na srogą rozkminę na temat robaczków, ponieważ ich… nie widuję. 

Dobra, teraz mamy (prawie) zimę, więc „robaki” śpią sobie w swoich małych robaczkowych łóżeczkach i śnią zarobaczone sny, ale „w sezonie” zabrakło mi pewnych stałych elementów krajobrazu. Uzmysłowiłam to sobie ledwie parę dni temu, gdy rozmawialiśmy z Gajowym „o tych małych, cholernych potworach” (Nie, nie o dzieciach, o owadach!) i zorientowałam się, że Omen nigdy nie widział na żywo pająka krzyżaka, który był koszmarem mojego dzieciństwa. Nie żebym życzyła Omenowi molestacji ze strony tych uduchowionych zwierzątek, ale to jest niepokojące.

Od lat pamiętam, że winorośl pnąca się po południowej ścianie naszego domu była siedliskiem krzyżaków (pająków!!!), które z uwielbieniem właziły nam do łazienki przez okienko, a później wędrowały pod prysznic lub, co gorsza, bawiły się w bungee przed moją twarzą. Od kilku lat ich nie widziałam. Nie żebym tęskniła, ale zniknęły.

Gajowy fachowo wytłumaczył mi, że winowajcą są „ekologiczne” uprawy, które rolnicy psikają bardzo „bezpiecznymi” nawozami i innymi środkami „wszystkobójczymi”, dzięki czemu w lokalnym warzywniaku marchewki są wielkości maczugi, ale robaczków w krzaczkach już nie uświadczysz. To samo z motylami.

Kiedyś każdy kadr mojej wiosny i lata wypełniony był motylami. Na łące za domem aż roiło się od skrzydlatych przyjaciół pszczółki Mai, której jakoś też tak mniej w ogrodzie. Bałam się wchodzić między grządki, bo w kwiatach mojej mamy roiło się wręcz od pszczół. Teraz nie jest już ich tak dużo jak kiedyś. Też zniknęły. Wyginęły.

Robaki poszły do piachu

Sama raczej nic nie poradzę, a od rozkminy nad owadami też raczej nie zmądrzeję, ale jest mi tak normalnie po ludzku żal. Szkoda mi mojego dziecka, któremu „pospolite” owady, pająki i motylki muszę pokazywać na obrazkach w książce, bo na żywo jest coraz trudniej. Dla niego zobaczyć motylka to jak dla mnie zobaczyć spadającą gwiazdę. Dzieje się to zdecydowanie za rzadko. A to wszystko przez nas – przez ludzi, którzy dla kasy potrafią wymordować wszystko co żyje dookoła.

Ratując pandy, nosorożce i tygrysy bengalskie nie zapomnijmy o naszych pospolitych owadach i robaczkach. Bez nich w naszych ogrodach będzie pusto, a kto oglądał film o pszczołach, wie jakie to ważne i pożyteczne stworzonka. Nie pozwólmy żeby wszystkie robaki poszły do piachu.

PS: Kiedy ostatni raz widziałeś/aś motyla Paź Królowej? Bo ja zbyt dawno temu żeby pamiętać.

Pozdrawiam,
Robakowo natchniona Miniaturowa

 

Skip to content