Elegancka restauracja kontra dziecko
Dzwoni telefon, przerywając ci głaskanie kota i zajadanie się bombonierkami. Zwlekasz się z kanapy, drapiąc się po rozciągniętym na tyłku dresie, człapiesz po telefon. Oho, dzwoni nestorka rodziny, z zaproszeniem na urodziny.
– Fajnie, tylko gdzie?
– Cooooo? Gdzie? Jeszcze raz!
Drugi raz pada nazwa czterogwiazdkowego hotelu, który jakiś szaleniec postanowił otworzyć na Twoich peryferiach.
– Dziękujemy za zaproszenie, pa!
Odkładasz słuchawkę i zadajesz sobie pytanie, czy tak elegancka restauracja przeżyje spotkanie z moim dzieckiem?
Elegancka restauracja vs Dziecko
Ile rodzin, ba! ile dzieci! Tyle sposobów na okiełznanie naszych kochanych milusińskich. Idąc do baru szybkiej obsługi raczej nie przejmujesz się tym, że Twoje dziecko właśnie wycisnęło litr keczupu do torebki jakieś kobiety, później powsadzało garść wykałaczek do kontaktów, by na koniec kichnąć komuś do talerza. A przynajmniej ja spotykałam takie mamusie, które zupełnie nie zawracały sobie tapirowanej głowy swoimi dziećmi. „Bo po co? Zdarza się. Dziecko to tylko dziecko. Jest pani kelnerka to niech sprząta.” Nawet jak jest wyraźnie napisane, żeby grzecznie odnosić po sobie talerze, a w toalecie wisi niedyskretna kartka „zostaw to miejsce w takim stanie, w jakim chciałbyś je zastać”. Do dziś szokuje mnie fakt, że wielu ludziom nadal trzeba o tym przypominać.
Sprawa ma się zupełnie inaczej, gdy zamierzasz zaszczycić swoją obecnością miejsce, którego wygląd świadczy, o tym, że chętniej w swych progach gościłby muzealnego kustosza w miękkich kapciach, niż dziabonga w zimowych traperach, których tak doskonale trzyma się błoto. Błoto, które tylko czeka aż dziecko wejdzie na wspaniały dywan…
Chyba nie muszę przypominać, że wybierając się w takiej miejsce należy pamiętać o odpowiednim stroju. Widziałam już wystrojone mamusie i tatusiów w garniturach, ciągnących za sobą rozochocone stadko w dresikach i ortalionkach. Widok fenomenalny. Jak gdyby eleganccy państwo przejeżdżali przez jakieś zagwizdowo i postanowili pożyczyć czyjeś dzieci. Owszem, dziecku powinno być wygodnie, ale są okazje, w których dżinsy i koszula to absolutne minimum. Zwłaszcza jeżeli ma więcej niż trzy lata! Nie musicie katować go garniturem i wypucowanymi na glanc półbutami. Niech po prostu przypomina człowieka : ) Przedstawiam Wam klony.
Dłuższy pobyt w restauracji warto rozłożyć na parę etapów i być gotowym na to, że dziecku najzwyczajniej w świecie zacznie się nudzić, gdzieś między ściągnięciem kurtki, a podaniem przystawki. Czyli po kwadransie od przybycia na miejsce. W zależności od Waszej punktualności : )
Na początku (w miarę możliwości!) oprowadzamy się po lokalu. Elegancka restauracja zostaje podzielona na strefy: „tu wolno chodzić”, „tu nie biegaj, bo zabijesz panią kelnerkę”, „tu nie wchodź, bo to kuchnia”, „tutaj możesz przychodzić i popatrzeć na pieska” i inne strategiczne pozycje, jak np. toaleta, żeby młodzieniec mógł się tak wybierać sam…co dawało mamie okazję na znieczulenie białym półwytrawnym.
Warto też pokazać młodzieńcowi widoki z okna i zapodać gadkę `la „stetryczała matka chce z tobą pogadać”.
– Wiesz, mama tu kiedyś chodziła do przedszkola.
– Wiem, bo ten dom też jest stary.
– Nie dom, tylko pałacyk… TEŻ jest stary?!? TEŻ?!!
– Co to za budka? – zapytał pospiesznie Omen, chcąc odwrócić uwagę matki.
– To nie budka, tylko altana.
– Aha, pewnie też stara.
– . . . dobra, dobra, popatrz lepiej jaki ładny park!
– Nooooo… – odrzekł Omen doceniając piękno.
Z opresji uratowało nas przybycie reszty gości, którzy gromadnie rzucili się na jubilatkę, składać życzenia i wręczać prezenty. O dziwo Omen grzecznie wołał „dzień dobry” i podawał prawą gałązkę, a nie lewą, jak to my, mańkuty, mamy w zwyczaju (zwłaszcza w dzieciństwie). Wreszcie przyszła pora by zasiąść przy stole i wysłuchać tradycyjnego:
– Mama, to jedzenie jest jakieś dziwne – sapnął Omen na widok plastrów buraka.
– Jedz, bo słodkie!
– Chce mi się pić.
– To picie ma bąbelki.
– Nie umiem się przysunąć.
– Odsuń mnie.
– Czemu ta serwetka jest taka pozawijana.
– Dlaczego mam tyle widelców i noży?
– Dlaczego mam trzy szklanki?
– Fajny ten obrus – Rzekł wreszcie z zachwytem godnym człowieka, który całe życie jadł na gołym kamieniu, a elegancka restauracja zrobiła na nim piorunujące wrażenie.
Wyczerpana odpowiedziami na konkurs „pod gradobiciem pytań Omena”, zerkając z niepokojem na Gajowego, który wyglądał jakby miał zaraz wyzionąć ducha, wykwękałam słabo:
– Wracamy na nogach. Nalej mi wina…
– Mama, pacz jakie lustro! Zrób mu zdjęcie!
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
– To będzie długi wieczór – pomyślała Miniaturowa wpatrując się w mężczyznę zapalającego kilkadziesiąt świec. Oczami wyobraźni widziała już jak Omen przewraca największy świecznik i cała sala (która ma zaledwie tydzień) staje w płomieniach…
– No zrobiłaś już? – Pytanie Omena wyrwało Miniaturową z objęć przerażającej wizji.
– Już idę zrobić…siedź tu grzecznie.
O naszym sukcesie za stołem zdecydowała moja przezorność. Młodego hodowałam w domu o śniadanku i miseczce zupki. Kto normalny je w domu obiad, jeżeli wybiera się do restauracji na 16:00? Chyba, że to by była restauracja wege, to rzeczywiście nasza trójka padłaby z głodu. Omen zajęty jedzeniem to grzeczny Omen. Taki, który się nie wierci, nie łypie spod byka na ciotkę siedzącą naprzeciwko, nie kopie nogi stołu i nie wyskubuje złotych niteczek z obrusu. Albo po prostu potwory w jego wieku już takich rzeczy nie robią…przy ludziach, lub gdy mama nie patrzy : )
Niestety nic nie trwa wiecznie. Po zrobieniu dwudziestu okrążeń wokół sali, z autkami w dłoni, przejechanie nimi po antycznej ramie wielkiego zwierciadła, które zakolebało się niepokojąco, ominięcia o włos stojącej „ni to kutej z metalu” ozdobnej ścianki, w którą wkomponowano kilkanaście świec i po „prawie wejściu” na antyczną kanapę w butach, Omen obwieścił, że mu się nudzi. Elegancka restauracja nie skomentowała. Ja też. W zamian tego zaczęłam gorączkowo kombinować co jeszcze możemy zrobić.
Każdy szanujący się lokal powinien mieć plac zabaw. Choć luty nie jest miesiącem sprzyjającym do wychodzenia na dwór w godzinach wieczornych, czego się nie zrobi dla nudzącego się dziecka (i matki). Wypełzliśmy na wiatr i zimno, by popatrzeć w milczeniu na uśpioną przyrodę. Omen gorąco zachęcał mnie, żebym zrobiła zdjęcie placu zabaw, ale jakoś nie wpisał mi się w krajobraz : )
Po powrocie na salę i dalszym ciamkaniu udało nam się usiedzieć we względnym spokoju jeszcze z czterdzieści minut. Niestety „nudzi mi się” jak efekt jojo, zawsze wraca wtedy kiedy najmniej tego chcemy. Szczęśliwie najedzona matka, to nie tylko leniwa, ale i kreatywna matka. Dość długo udało mi się utrzymać Omena przy stole bawiąc się z nim „stacjonarnie”. Bardzo mu się spodobała zabawa, co to jest, widzę to w tym pokoju i jest na literę O…
Później nadszedł czas na hardkorowe znęcanie się nad dzieckiem, za to, że dziecko znęca się nad mamą. Nie, nie przymocowaliśmy go silną taśmą klejącą do nadproża. Kusząca perspektywa, ale nie. Ponownie wzięłam go na obchód pokoju połączony z ględzeniem matki.
Zrobiłam mu istny wykład z „lampologii stosowanej”. Dowiedział się co to jest żyrandol. Pokazałam abażur i kandelabr z prawdziwego zdarzenia. Mogłabym z takim chodzić po zamku i straszyć : ) Nadaję się do tej roli…
Nawet przy takim, na pozór, banalnym zajęciu jak oglądanie ozdób, rodzajów oświetlenia, czy chociażby elementów wystroju sali, można spędzić z dzieckiem dobre pół godziny. O dziwo, młody słuchał z zaciekawieniem i zadawał pytania, czyli chyba nie było tak strasznie…dopóki nie spróbował sprawdzić, czy zasłonka na kaloryferze jest ściągalna : )
Jak widzicie drodzy rodzice, elegancka restauracja i Wasze dziecko mogą być dobrym połączeniem, ale tylko pod jednym warunkiem. Trzeba zorganizować zabawki (w naszym przypadku samochodziki i ulubione szachy na telefonie), pokazać coś czego jeszcze nie widział. Poopowiadać troszkę o miejscu, w którym się znajdujemy. Nauczyć czegoś nowego. Pospacerować po najbliższej okolicy. Mówiąc prościej – poświęcić dziecku czas. Wtedy mamy zagwarantowane, że usłyszymy to, na co czekaliśmy cały wieczór:
– Mama, ale tutaj jest fajnie!
A od pozostałych gości usłyszymy prawdziwy miód dla rodzicielskich uszu:
– Omenek był dzisiaj bardzo grzeczny. Super chłopak!
Powodzenia moi mili! Elegancka restauracja w Waszym mieście czeka aż odczarujecie ją w swoich głowach, w miejsce, gdzie można przyjść na rodzinny obiad z dziećmi.
Jeżeli spodobał Ci się ten post, zajrzyj również do innych moich artykułów. Nie zapomnij też polubić Pani Miniaturowa na facebooku, aby być na bieżąco z nowościami na stronie.