MacierzyństwoNiepełnosprawność okiem kobiety

Szeroki uśmiech pod majtkami

Szeroki uśmiech kryjący się tuż pod majtkami. Czy to horror klasy D serwuje nam takie widoki? Nie, to tylko życie. A właściwie narodziny tego nowego.

Uśmiechnij się, rodzisz!

Co prawda młodsze pokolenie sądzi, że jajka biorą się z lodówki, a mleko ze sklepu, to już my – dorosłe kobiety, doskonale wiemy skąd się biorą dzieci. W końcu niejedna z nas wydała już na świat własne! Seks osób niepełnosprawnych zawsze wzbudzał zainteresowanie. Z nie mniejszym zaciekawieniem moi czytelnicy zgłębiali ze mną wiedzę na temat miniaturowej ciąży. Niektórzy z wypiekami na twarzy pochłaniali historię mojego słodko-kwaśnego porodu.

Czym różni się poród poprzez cesarskie cięcie kobiety niepełnosprawnej i niskorosłej, od zabiegu przeprowadzanego u całkowicie zdrowej matki? 

Wszystkim i niczym?

Nie jestem specjalistą ds. zaglądania, co tam inni mają pod majtkami, ale bezwstydnie opowiem Wam, jak wyglądała moja przygoda z cesarskim cięciem. 

Dlaczego cesarka?

Gdzieś w okolicach 10 roku życia przestałam rosnąć i tak oto, na wieki wieków, zostałam najniższą osobą w klasie. Mam nadzieję, że odrobiłeś zadanie domowe i wiesz już, że moja niepełnosprawność nie wynika z niskorosłości! Gdy zaszłam w ciążę, kilkoro lekarzy, którzy lubią ryzykować cudzym życiem, kibicowało mi, abym rodziła naturalnie. Nie będąc pewną tych rewelacji, udałam się do mojego ortopedy. No i tak patrzymy sobie na mój kręgosłup, a raczej to co z niego zostało. Na moje biodra, a raczej to co z nich zostało. Na moją miednicę, jej szerokość i ułożenie i popukaliśmy się w głowę. Ortopeda zabronił mi rodzić o własnych siłach, wypisał stosowny papier, że cesarka albo wieniec i kazał kopytkować z nim do ginekologa. 

Mój poród był tak nudny, że aż cały przespałam

Nic tak nie doprowadza baby przekomarzające się na forum do szału, jak ten tekst! Większość kobiet przed cesarskim cięciem dostaje tylko znieczulenie w kręgosłup (chrzanić medyczny bełkot, wszyscy rozumieją o co mi chodzi) i jak im się poszczęści to to znieczulenie nawet zacznie działać, zanim będą nacinane. Taki luksus! Niestety z opowieści moich znajomych wynika, że nie każda miała to szczęście i operacje na-prawie-żywca też się zdarzały. 

Mi nie wolno podawać znieczulenia przez kręgosłup, bo skończy się to połamaną igłą (implanty wzdłuż całego kręgosłupa). Pewnie zaraz znajdzie się jakaś bohaterka, która napisze, że „a u mnie się dało”. Wow, to super! Brawo Ty! U mnie się nie da, albo lekarzom szkoda było marnować czasu i hajsu na „a może spróbujmy zrobić to lepiej?”. Musiałam mieć podane znieczulenie ogólne, maseczka na twarz (bo lekarz nie mógł na mnie patrzeć hue hue hue), „pani policzy do pięciu!”. Jeden, dwa…zzzzzzz…

45 minut później Omen obsikuje trzymającą go osobę, ja sobie śpię, a ktoś zszywa mój nowy uśmiech, który skrywać się będzie pod majtkami. Na szczęście do naszego kraju dotarła odrobina cywilizacji pozwalająca na takie fanaberie jak „małe, dyskretnie schowane” blizny, a nie pionową ciągnącą się przez całą długość brzucha. Widziałam taką u koleżanki, która rodziła kilka lat przede mną. Teraz nagle się okazało, że jednak da się bardziej po ludzku. Wow.

Pod majtkami śpi potwór

Każda osoba twierdząca, że cesarskie cięcie to „pójście na łatwiznę, żeby nie bolało”, niech weźmie dobry rozbieg przed ścianą. Blizna po cesarce to pieprzony, uśmiechnięty potwór! Gdy wstawałam z za wysokiego łóżka szpitalnego, traciłam oddech. Czułam jak wszystko mi opada, dusiłam się, nie byłam w stanie zaczerpnąć oddechu. Jednocześnie niemiłosiernie szarpała mnie rana, która ani trochę nie ułatwiała walki o oddech. Działo się tak przez kolejne dwa tygodnie. Za każdym razem, gdy wstawałam. Gdy poskarżyłam się personelowi medycznemu na ten problem, wzruszyli ramionami.

No przecież to jest normalne, że ktoś się dusi za każdym razem, gdy wstanie z łóżka lub krzesła! Na pewno wcale mu to nie przeszkadza w opiece nad noworodkiem! 

Uśmiechnij się, urodziłaś!

Później było zabawniej. Jestem za mała, by swobodnie sięgać do szpitalnych łóżeczek dla dziecka i wanienki. To nie wina szpitala. Polsce jeszcze daleko do oddziałów ginekologiczno-położniczych dostosowanych do potrzeb kobiet z niepełnosprawnością. O ile w dzień wykąpać dziecko mogła położna lub stwórca dziecka, o tyle w nocy z wysokim łóżeczkiem i wyciąganiem z niego dziecka, musiałam radzić sobie sama. Rana po cesarce uśmiechała się i szarpała. Gryzła, szczypała, piekła, przypominała o sobie, utrudniając każdy ruch i skutecznie udaremniając próby naciągnięcia się, by gdziekolwiek dosięgnąć. Tak… chwile spędzone w szpitalu były naprawdę ciężkie, a po porodzie byliśmy tam osiem dni.

Gdybym była zdrowa…

Jestem pewna, że byłoby mi o wiele łatwiej. Nawet w tych najbardziej prozaicznych czynnościach, jak wyciąganie ubranek dla dziecka z szafek. Staram się pamiętać tylko o tych fajnych chwilach, ale…

Mój pobyt w szpitalu przypominał survival. Przeżyłam nawet zamianę dzieci! Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach! Na szczęście dostrzegłam to i narobiłam rabanu na cały oddział. O wszystko musiałam walczyć. O traktowanie jak dorosłą, o informacje, o możliwość godnego zajmowania się moim dzieckiem. W domu poczułam ulgę, że wreszcie jest tak jak trzeba. Wszędzie sięgałam, wszystko było do mnie dostosowane, nikt już na mnie nie burczał, nie krzyczał (!) i opieka nad noworodkiem stała się przyjemniejsza. Normalniejsza! 

A Ty? Jakie masz wspomnienia związane z porodem?


Pani Miniaturowa <– to jest magiczne klikadełko, które przeniesie Cię na mój profil na Facebooku. Polub go, a już zawsze będziesz zakładnikiem mojej karuzeli śmiechu.

Jeżeli lubisz śledzić ludzi to niezły z Ciebie świr. Możesz mnie stalkować na:
Google+ Pani Miniaturowa
Instagram Miniaturowa.pl
Twitter Pani Miniaturowa

Skip to content