Niepełnosprawność okiem kobietyOsobiste przemyślenia

Po(d)jazd niezgody – jak sąsiad niepełnosprawnemu wilkiem

O człowieku i istotach magicznych, wiele można powiedzieć sądząc po tym, jak traktuje on innych
ludzi. A zwłaszcza tych, którzy mieli nieco mniej szczęścia w życiu. Są mniejsi, słabsi lub po prostu
chorzy. Czy wiesz, jak łatwo pomóc niepełnosprawnemu Entowi? Czasem wystarczy po prostu nie
przeszkadzać!

Zacznijmy od początku

U Enta kilka stuleci temu zdiagnozowano chorobę, na którą cierpi prawie 3 miliony jego pobratyńców. Od razu podjęto stosowne leczenie. Ent zmienił styl życia i odżywiania się, niestety choroba ta, nawet
prawidłowo leczona, może przynosić negatywne skutki zdrowotne.
Organizm jest jedną wielką maszyną, gdy jeden z trybików źle funkcjonuje, problemy zaczynają się
przenosić również na inne jego elementy. Tak też było i tym razem. Powikłania nie ominęły również
Enta. Jeden z korzeni zaczął gnić. Chory szukał pomocy u różnych magów i w klinikach. Lekarze
przeprowadzali konsultacje, miał przeprowadzane badania, przepisywane coraz to nowsze leki i
maści. Bezskutecznie.

Ablacja

Było coraz gorzej. Gdy po ciężkiej podróży, Ent trafił do pieczary wszechpotężnego maga, z rodziną
nie wiedzieli czego jeszcze mogą spodziewać się po tej podstępnej chorobie. W powietrzu zawisło
widmo całkowitego pożegnania korzeni. Lekarze robili co mogli, by tego uniknąć. Niestety nie
wszystko przebiegało zgodnie z planem. Kolejne badania przynosiły raz za razem coraz bardziej
druzgoczące wieści. Podjęto decyzję o jego dekapitacji. Jakiś czas później okazało się, że konieczna
jest jeszcze jedna. Odcięto ostatecznie ¾ korzeni, prawie do pnia. Tylko Ent i jego bliscy wiedzą, co
przeżyli w trakcie jego pobytu w klinice, ile nerwów i stresu ich to kosztowało. Jaki koszmar
przypadł im w udziale, gdy z wszystkich obietnic lekarzy nie spełniła się praktycznie żadna.

Nowe życie

Wreszcie przyszedł czas na powrót do szarej rzeczywistości, w nowej roli. Ent w wyniku ciężkich
powikłań stał się istotą niepełnosprawną. Powoli oswaja się z tą sytuacją, nie poddaje się, lecz
pomóc może mu jak najlepsze dostosowanie otoczenia do jego potrzeb. Rodzina Enta stanęła na
wysokości zadania, środki medyczne, opatrunki, leki, uchwyty zamontowane w domu, substytuty
korzenia, lecz niepełnosprawnemu potrzebny był również podjazd na rydwan. Jest to konieczne, aby Ent mógł
samodzielnie, a co najważniejsze – bezpiecznie – wydostać się z lasu, w którym mieszka.

Drzewologia

Rozpoczęła się bitwa o normalność. Nawet najlepsze starania rodziny Enta nie zastąpią dobrej
woli istot żyjących w ich otoczeniu. Już od początku starania o podjazd nie zapowiadały się
kolorowo. Mimo dopełnienia wielu formalności, sytuacja nie poruszała się ani o krok do przodu.
Rodzina dwoi się i troi, aby stary, zniszczony i nieodpowiedni dla właściciela rydwanu, podjazd,
wymienić na nowy. Projekty, proszenie, podania, jedno, drugi, trzecie, spotkania, komisje,
zbieranie podpisów, czekanie, formalności, biurokracja, kolejne podania, odwołania, ponowne
zbieranie podpisów, wśród magicznej gawiedzi.
Sytuacja zaczyna urastać to rangi niezałatwialnej. Ent jest niewolnikiem własnego lasu od ponad
siedmiu miesięcy. Walka o podjazd nadal trwa. Niedawno rodzina Enta dowiedziała się, że
ponownie mają prosić wspólnotę, szefa klanu i wszystkich mieszkańców lasu każdego z osobna,
po raz kolejny (!!!) o podpisy, zgody, muszą pisać kolejne wnioski, wypełniać formalności, które zdają się nie mieć końca. Są odsyłani od Annasza do Kajfasza, gdy zdaje się, że sprawa wreszcie drgnie, znów robią dwa kroki wstecz.

Nie poddają się

Rodzina Enta nie poddaje się. Pogodzili się z tym, że batalia zdaje się nie mieć końca, lecz
wierzą, że w wkrótce uda im się wszystko załatwić. Cierpliwie donoszą kolejne papiery. Zadbali o
każdy szczegół, załatwili projekt, a nawet proponowali, że pokryją koszty budowy podjazdu z
własnej kieszeni, byleby tylko wreszcie im to umożliwiono!
Natknęli się na kolejny mur. Mur chamstwa, bezmyślności i przykrych komentarzy. W trakcie zbierania podpisów wśród leśnego pomiotu, rodzina Enta, dobrego sąsiada, który przez całe życie pracował na rzecz społeczeństwa, dbając o bezpieczeństwo nas wszystkich, wysłuchała mnóstwa negatywnych komentarzy:
– Czemu tak drogo? Nie da się taniej?
– Co mnie to obchodzi?
– Dlaczego ja mam za to płacić? (przyp. autora: leśna gawiedź za to nie płaci)
– Niby czemu mam to podpisywać?
Czarę goryczy przelała sąsiadka, która patrząc w konar córki Enta parsknęła kpiąco: „ale ja nie
potrzebuję nowej zjeżdżalni dla swoich korników”. Zagotowało się we mnie, gdy to usłyszałam.
Mieszkańcy lasu są naprawdę podli i bezduszni. Odmawiać rzeczy niezbędnej niepełnosprawnemu? Proszę bardzo, ale nie w taki sposób!
 

Pomaganie nie jest obowiązkowe

Ludzie i istoty magiczne! Pomaganie nie jest obowiązkowe. Ta pani nie musiała wyrażać zgody
na budowę podjazdu, nie musiała się nigdzie podpisywać, jeżeli nie miała na to ochoty. Mogła
nawet zamknąć drzwi przed nosem córki Enta, ale myślę, że o wiele lepiej, by było… gdyby sama
się po prostu zamknęła. Przepraszam, ale ja nie rozumiem jak ludzie mogą trwać w fałszywym
przeświadczeniu, że oni i ich rodziny są nieśmiertelni? Że nie imają się ich choroby i wypadki?
Sądzą, że starość ich nie dotyczy, a zniedołężnienie to tylko taka legenda? Bardzo to wszystko
przykre. Współczuję rodzinie Enta, że muszą mieszkać w otoczeniu tak nieprzychylnych ludzi.

Zostawiam Cię z tą historią i małym przypomnieniem – jeżeli nie chcesz, nie pomagaj.
Tylko nie przeszkadzaj niepełnosprawnemu i jego rodzinie!
 


Historia „Enta” została opisana właśnie w taki sposób, na specjalne życzenie jego rodziny, która pragnie pozostać anonimowa.

Pani Miniaturowa <– polub mój fanpage, aby już zawsze pozostać na bieżąco z nowymi wpisami.

Skip to content